Jak zostałam fanką peelingów enzymatycznych?
Dziś chciałabym napisać Wam o jednym z moich pielęgnacyjnych ulubieńców.
Zacznę od tego, że od wielu lat uczę się jak dbać o moją cerę. Kiedyś błędnie myślałam, że jestem posiadaczką skóry tłustej i starałam się ją na wszelkie sposoby wysuszać. Uważałam, że to też będzie najlepszą formą walki z dokuczającym mi trądzikiem. Kilka lat temu na szczęście wpadłam na to, że dobry krem nawilżający nie zapcha porów i nie spowoduje nowego wysypu. I to był ważny moment, bo od tamtej pory ciągle znajduje nowy element pielęgnacji idealny dla mnie. Zmywanie makijażu olejkami, używanie półproduktów, mineralny podkład...A teraz to zestawu doszedł peeling enzymatyczny. I to jemu chciałabym poświęcić ten wpis.
Jestem fanką zdzieraków. Nie tak dawno wychwalałam tutaj korund kosmetyczny. Jednak człowiek uczy się całe życie, a do tego najłatwiej mu to przychodzi ucząc się na własnych błędach.
Tak więc po kolejnym peelingu mechanicznym zaczęłam zastanawiać się jak to się dzieje, że zawsze po nim pojawia się jakaś niespodzianka. Doszłam do wniosków, że moja cera jest po prostu zbyt wrażliwa i nie darzy korundu/peelingów mechanicznych taką sama sympatią jak ja. Zaczęłam szukać alternatywy. Kiedyś miałam już styczność z peelingiem enzymatycznym, jednak wolałam ten ostrzejszy, być może dlatego że czułam dokładnie co robi z moją twarzą. Tym razem do tematu podeszłam inaczej. Po analizie dostępnych interesujących mnie kosmetyków zdecydowałam się na moją ulubioną polską firmę.
Sylveco, enzymatyczny peeling do twarzy.
Zacznę może od tego, co mnie do niego przyciągnęło. Skład. Absolutnie nie straszą mnie już rzeczy, które mogą potencjalnie zapychać (papaina, czy mocznik. który mimo właściwości zapychających działa cuda w nawilżaniu), a plusów jest więcej niż minusów. Po pierwszym użyciu moja skóra była promienna, na prawdę wyglądała zdrowo. a wszelkie zaczerwienienia gdzie zniknęły. Rozprowadzanie łatwe, a masaż przyjemny. Te kilka minut niestety psuł tylko zapach, jednak po kilku użyciach stał się dla mnie neutralny.
Najważniejsze jednak jest to, że po peelingu nie dorobiłam się żadnych nowych niespodzianek, a o to właśnie chodziło.
Peeling ważny jest tylko pół roku, a że jest bardzo wydajny, to najlepiej korzystać w duecie. Konsystencja masełka może odstraszać, ale na skórze i w kontakcie z wodą zachowuje się bardzo ok i rzeczywiście przyjemnie się z niego korzysta. Cena 25 zł też działa na plus tego produktu.
Więc jeśli ktokolwiek z Was potrzebuje porządnego oczyszczenia, ale w jak najdelikatniejszy sposób to szczerze polecam i zachęcam do zakupu. Na prawdę warto!
Zacznę od tego, że od wielu lat uczę się jak dbać o moją cerę. Kiedyś błędnie myślałam, że jestem posiadaczką skóry tłustej i starałam się ją na wszelkie sposoby wysuszać. Uważałam, że to też będzie najlepszą formą walki z dokuczającym mi trądzikiem. Kilka lat temu na szczęście wpadłam na to, że dobry krem nawilżający nie zapcha porów i nie spowoduje nowego wysypu. I to był ważny moment, bo od tamtej pory ciągle znajduje nowy element pielęgnacji idealny dla mnie. Zmywanie makijażu olejkami, używanie półproduktów, mineralny podkład...A teraz to zestawu doszedł peeling enzymatyczny. I to jemu chciałabym poświęcić ten wpis.
Jestem fanką zdzieraków. Nie tak dawno wychwalałam tutaj korund kosmetyczny. Jednak człowiek uczy się całe życie, a do tego najłatwiej mu to przychodzi ucząc się na własnych błędach.
Tak więc po kolejnym peelingu mechanicznym zaczęłam zastanawiać się jak to się dzieje, że zawsze po nim pojawia się jakaś niespodzianka. Doszłam do wniosków, że moja cera jest po prostu zbyt wrażliwa i nie darzy korundu/peelingów mechanicznych taką sama sympatią jak ja. Zaczęłam szukać alternatywy. Kiedyś miałam już styczność z peelingiem enzymatycznym, jednak wolałam ten ostrzejszy, być może dlatego że czułam dokładnie co robi z moją twarzą. Tym razem do tematu podeszłam inaczej. Po analizie dostępnych interesujących mnie kosmetyków zdecydowałam się na moją ulubioną polską firmę.
Zacznę może od tego, co mnie do niego przyciągnęło. Skład. Absolutnie nie straszą mnie już rzeczy, które mogą potencjalnie zapychać (papaina, czy mocznik. który mimo właściwości zapychających działa cuda w nawilżaniu), a plusów jest więcej niż minusów. Po pierwszym użyciu moja skóra była promienna, na prawdę wyglądała zdrowo. a wszelkie zaczerwienienia gdzie zniknęły. Rozprowadzanie łatwe, a masaż przyjemny. Te kilka minut niestety psuł tylko zapach, jednak po kilku użyciach stał się dla mnie neutralny.
Najważniejsze jednak jest to, że po peelingu nie dorobiłam się żadnych nowych niespodzianek, a o to właśnie chodziło.
Peeling ważny jest tylko pół roku, a że jest bardzo wydajny, to najlepiej korzystać w duecie. Konsystencja masełka może odstraszać, ale na skórze i w kontakcie z wodą zachowuje się bardzo ok i rzeczywiście przyjemnie się z niego korzysta. Cena 25 zł też działa na plus tego produktu.
Więc jeśli ktokolwiek z Was potrzebuje porządnego oczyszczenia, ale w jak najdelikatniejszy sposób to szczerze polecam i zachęcam do zakupu. Na prawdę warto!
Znacie ten peeling marki Sylveco? Wolicie peelingi enzymatyczne, czy mechaniczne? Jacy są Wasi ulubieńcy w tej kategorii?